acojapacze
fresk u Redemptorystów Henryk Tomaszewski polska na gazie elektropedia interferencje

Henryk Tomaszewski, moja wzruszająca historia z długą brodą

Henio był naszym mistrzem, przewodnikiem, demiurgiem. Na codzień srogi i nieprzebierający w słowach, gdy szło o zasady i myślenie, a zwłaszcza o ruszanie szarymi komórkami. To zresztą były jedyne komórki, które wypadało posiadać w tamtych czasach – dziś się trochę popsuło w temacie. Każdy załogant jego kultowej pracowni, na zawsze zapamiętał skuloną postać, rozrzucającą po podłodze arkusze inkryminowanych prac i miotającą jedynie słuszne uwagi o tym, co u stóp – uwaga, ZAWSZE słuszne!. Niczego nigdy nikomu nie narzucał, całej potęgi nieporównanej równowagi myślenia i działania dopatrzyłem się w jego słynnym: zawsze, jak zaczynasz coś robić, zobacz, czy to jest w proporcjach – po prostu zwięzłość ostateczna. Henio uruchomił i prowadził kuźnię talentów pod nieśmiertelnym szyldem „polskiej szkoły plakatu”. To była kilkuletnia przygoda nie do opisania, i to codzienne doświadczanie wspólnoty w sztuce i odwagi w sładaniu światu oświadczeń, pogrywania z nim, a nawet dokopywania mu. No, ale eksperymentując z wyobraźnią motywowanych przez siebie ludzi, gotowych za łeb się wodzić z przygodą, mistrz dopracował się kilku niegłupich pogromców powszechnego tumaństwa. Nie miał zatem oporów przed jeszcze szerszym rozwarciem szczęk – młode żarłacze dojrzały do eksploracji rzeczywistości na prawach udzielonych przez samego nauczyciela przedmiotu „plakat i jego pochodne”. Osiągnięcie stanu pełnej komitywy mistrz-uczeń, tak szybko, jak to możliwe, było i będzie celem każdej pracowni. Dlaczego? Ano dlatego, że tylko tak mistrz może zweryfikować młodego mózgowca – stwierdzić stan i wciągnąć do zespołu na prawach kolegi. Powstaje jednakowoż pewien cybernetyczny dylemat – klasę firmuje mistrz i on pasuje ucznia, ale adept firmuje tylko siebie, bo na tym polega niepodległość artysty i nie wiadomo specjalnie, co zrobić, gdy w zamkniętym układzie klasy powstaje byt, którego mistrz już nie uważa za celowe recenzować, czując się nareszcie wolnym od dydaktycznego napięcia. Można by to określić, jako zawodowe symptomy „przedwczesnej promocji” – w końcu dyplom nie jest produktem z kapelusza, ale końcem procesu z wyprzedzeniem sygnalizowanego dobrymi pracami. O jednej takiej historii chciałbym przedłożyć kilka słów. Henio, setnie znużony administracyjnymi obowiązkami i reprezentowaniem „sławnej pracowni” przed dziwolągami tamtego świata, w rodzaju i osobie Jekateriny Furcewej, sowieckiej minister kultury i prawej ręki Lońki Breżniewa, który nawiedził był priwislańską obłast na czele partyjno-państwowej delegacji. W dniu ich wjazdu do Warszawy, od rana płonęła największa drukarnia – Dom Słowa Polskiego, jak – nie przymierzając, lasy w Kaliforni, co źle wróżyło bratniej przyjaźni. W dodatku, podczas eksperymentu poznawczego „Furcewa odwiedza polską kulturę”, legendarny profesor HT powiedział w oczy samej Furcewej, że na próżno szuka plakatów o tematyce październikowej, gdyż propagandy rewolucyjnej w jego pracowni się nie wytwarza. Chyba łatwo pojąć, co Henio musiał zaliczyć i jak go to wszystko skręciło. Koniec końców, postanowił, że dosyć tej leserki i od jutra robimy studialny temat „dwudziesty drugi lipca”. Co to się działo... Ja, od razu pojąłem paradoksalno-agonalny klimat tej idei i poświęcilem się jej medytacyjnie, z pełnym metafizycznym zapleczem ideologicznym. Po kilku dniach powstało coś takiego, jak po lewej. Henio osłupiał i zaniemówił, chyba mnie właśnie milcząco awansował do pracy „na swoim”. Ale gryzło go to kilkanaście lat. Gdy przyszedł czas, że mógł sobie odbić z nawiązką za dekady koniecznej martyrologii – własnej i naszej, zrobił na kampanię 1989 znany obraz – to ten po prawej. No i niech mi ktoś teraz powie, że sztuka nie jest wieczna... (zapraszam również na Penuel, kontur wypełnił się, tam też jest trochę o pewnej mocnej rozmowie z Heniem).

henio
Henio dzień i noc — na 80. urodziny rzucono wici dla stosownych formatek — nadeszły z całego świata — ta była moja
henio
jak to mówią w szerokim świecie — von links:/de gauche:/from left: ja, Mietek, Henio
henio
serce mi pika, jak klapa od śmietnika... tak wielkich figur już się nie spotyka — to cecha minionego czasu
henio
minister Lucjan Motyka na pierwszym Biennale Plakatu — jedyny na świecie urzędnik państwowy, którego przyjął Picasso
henio

Byłem, czego i wam życzę – co się stało w Zachęcie

Sto lat temu urodzil się Henio.
Skoro byłem na 80. urodzinach — nie mogło mnie zabraknąć na setnych. Tym bardziej, że stanowczo uważam się za jednego z bardzo nielicznych, którzy nie tylko przesiąkli intelektem Henia, ale w ogóle zrozumieli jego żywioł i język. Łatwo jest obecnie brylować w jałowym towarzystwie, od czasu do czasu rzucając „złotą myśl”, zapominając (lub raczej — nie wiedząc), że za taką tandetę można było — w najlepszym przypadku — zobaczyć Heniowe Plecy i zarobić wpis do czarnego notesu... Albowiem — niczego tak Henio nie cierpiał, jak bufonady, zadzierania łba i nawijania głodnych kawałków — nieraz to miałem okazję widzieć na własne oczy, przeżywając w duchu porywy ekstatycznych satysfakcji — bo ten facet WALCZYŁ ZA NAS, ZA TAKICH, JAK JA.
Byłem, czego i wam życzę — ten słynny tekst Henio skrobnął na kartce i przypiął do drzwi pracowni, zaskoczony naszą niepunktualnością, spowodowaną — jak się później okazało — pomyłką w rozpisce zajęć. Tekst – gdybym tego nie widział na własne oczy, pomyślałbym — to mógł napisać TYLKO JEDEN CZŁOWIEK. ON!!! Z biegiem czasu stał sie bon-motem nad bon-moty, aż w końcy zawisł tam, gdzie jego miejsce. Narodowa Galeria zwana „Zachętą”, na pamiątkę dawnego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, zwieńczona jest skromną dedykacją – ARTIBUS (SZTUCE) i to ona wzięła na siebie obowiązek oddania swych najświetniejszych sal Mistrzowi, do którego pracowni zjeżdżali się ludzie z całego świata, by choć przez krótko pobyć w magicznej atmosferze twórczego geniuszu Naszego Drogiego Henia. (cdn.)

...kiedy rano jadę osiemnastką, chociaż ciasno, chociaż tłok, patrzę na kochane moje miasto...
henio
ten ultramarynowy arkusz papieru, jest POMNIKIEM POLSKIEJ KULTURY — DZIŚ HANIEBNIE SPONIEWIERANEJ...
henio
pamięć o Geniuszu trwa dopóty, dopóki żyje ostatni z nas — BO TO NASZE DZIEDZICTWO!!!...
henio
tak skrzętnie powyżej opisane przeze mnie „dwójki” — na zawsze spoczęły w wystawowym albumie
henio
dziś — mało kto wie, co oznaczają te osobliwe hieroglify
henio
w tamtych czasach, pełen osobistego ciepła, tytuł TY i JA, w rzeczywistości oznaczał — WY i MY
henio
to nam było pisane — i ON i nieliczni MY, gdy przyszedł czas — wpadliśmy w szpony Grochowiaków, Białoszewskich (tutaj)
henio
kto kogo zeżre — mam nieustającą nadzieję, że ZAWSZE będzie ODWROTNIE...
henio henio
)))

Anegdoty, anegdoty

Muszę się jeszcze przespać z tym pomysłem. Kultowe anegdoty z czasow mojego studiowania to nie tylko fakty i nazwiska, ale niewyrażalna w tekście intonacja, wymowa i mimika bohaterów. Zatem muszę się do tego dobrze przygotować, ale będzie chwilami i straszno i smieszno, bo życie między Studium Wojskowym z legendarnym majorem Kuźmą & co., Zakładem Anatomii Prawidlowej dra Chruścikowskiego, a pracownią Henia do łatwych nie należało. Pewnie wzruszą się niektórzy, gdy przypomnę kilka sytuacji... (cdn.)